To życiowa dewiza Stnisława Grzesiuka - barda z Czerniakowa, który w książce o tym tytule opisał życie biednej, robotniczej dzielnicy Warszawy lat 30. XX wieku i burzliwe lata swojej młodości. Chcemy zaproponować uczestnikom Rajdu przeżycie przygody na terenie Grzesiuka i w klimacie tamtych lat.
Poznajcie sposób życia ludzi z „kwadratu”. Poznajcie zasady, które rządziły tym światem. Usłyszcie trochę gwary warszawskiej, która została niemal zupełnie pogrzebana w gruzach stolicy. Zobaczcie jak dzisiaj wyglądają miejsca, które dla Grzesiuka były małą ojczyzną i kuźnią jego charakteru. Być może uda się Wam zrozumieć w jaki sposób bieda prowadzi do przestępczości i przestępczość do biedy.
Spotkajcie warszawskiego cwaniaczka i innych grandziarzy. Zobaczcie rekonstrukcję ich życia i na bieżąco podejmujcie decyzję komu chcecie towarzyszyć i komu pomagać. Kierujcie się ich zasadami albo pokarzcie im swój sprzeciw. Pokażcie, że potraficie żyć. Może boso, ale w ostrogach.
Fragment "Boso, ale w ostrogach"
W sobotę wieczorem na ulicy widziało się ludzi pijanych. To ci, którzy po zapłaceniu w sklepie długu zaciągniętego na życie w ciągu tygodnia, przepijali resztę ciężko zapracowanej tygodniówki. W sobotę wieczorem i w niedzielę w wielu mieszkaniach słychać było pijacki śpiew na zmianę z awanturami, które przeważnie kończyły się pobiciem kogoś. Niejeden raz ktoś został ciężko pobity, zdarzało się, że i nożem dostał i albo wylizał się z ran, albo przenosił się do wieczności, a winny do więzienia - jeśli policja doszła winnego. Bo "kapować nie wolno" - to główny punkt swoistego kodeksu honorowego obowiązującego na dzielnicy. Kto tej zasady nie przestrzegał, był niecharakterny i jako taki był bojkotowany przez otoczenie. Charakterność obowiązywała od najmniejszych dzieci do starców, i to zarówno mężczyzn, jak i kobiety.
Nikt tu nikogo się nie bał. Silny nie bał się słabszego, a słaby nie ustąpił silniejszemu. "Skarżyć nie wolno, odegrać się wolno" - oto druga obowiązująca zasada. Ta zasada była przyczyną nie kończących się nieraz i trwających całe lata "wojen" i antagonizmów między poszczególnymi ludźmi, rodzinami, grupami, ulicami i całymi dzielnicami. Obowiązywała też zasada grzeczności na co dzień. Grzeczny ukłon znajomym, "bardzo przepraszam", gdy trąciło się kogoś, czy chciało wyminąć, i przy każdej najdrobniejszej okazji. Tam, na Tatrzańskiej, klęło się, ile wlezie, ale jeśli w mieście użył ktoś nieprzyzwoitego słowa, natychmiast inny reagował: "No, ty! - słyszało się. - Spokój w głowie, porządek musi być, ludzie są, nie jesteś u siebie".
Rada Szczepu 307 WDHiZ